— O! podli!.. o! nędznicy! — wyrzekła następnie przez zęby zaciśnięte, głosem syczącym — oni je zbezczeszczają, wypierają się nawet dzieci, pozwalają im umierać z głodu i rozpaczy, i niema ich nawet do zamknięcia powiek i odprowadzenia na cmentarz... O! nędznicy!
I, biorąc panią Aubin za ramię, rzekła:
— Prowadź mnie pani. Przynajmniej matka będzie przy niej i odda jej ostatnią posługę...
Właścicielka zakładu wyszła z nią z sali, pozostawiając swych klientów pod głębokiem wrażeniem tej sceny wzruszającej.
Weronika zaledwie mogła się utrzymać na nogach, przekraczając próg pokoju żałobnego, gdzie spoczywała jej córka.
Nogi uginały się pod nią, serce chciało jej wyskoczyć z piersi.
Katarzyna, która modliła się przy łóżku, widząc ją wchodzącą z panią Aubin, usunęła się trochę na stronę.
Odźwierna fabryczna postąpiła kilka kroków, chwiejąc się, a spojrzenia jej, skąpane we łzach, wlepiły się w wychudłą twarz tej, która była jej córką.
Wtedy wybuchł gwałtowny urywany płacz.
Padła przy łożu żałobnem, wyciągając ramiona ku swemu dziecku.
— Germano... Germano... moja Germano... moja córko... — powtarzała z głuchym jękiem. — O! biedna moja córko!
I podniósłszy oburącz głowę umarłej, przycisnęła usta do zlodowaciałego czoła.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/95
Ta strona została przepisana.