Długo przeciągnęła ten pocałunek macierzyński, którego, niestety, Germana nie mogła uczuć; potem płakała jeszcze.
— Więc taką musiałam ją odnaleźć? — wyjąkała, nieprzytomna prawie. — Znaleźć ją nieżywą, zabitą znużeniem, biedą, zmartwieniem. Czyż więc Bóg jest bez litości dla dzieci oszukanych, opuszczonych? Czyż Bóg nie karze tych, którzy je oszukują i porzucają? O! jak ja nienawidzę nędznika, który mi ukradł, który mi zabił córkę!
Czas mijał.
Drzwi od pokoju Germany otworzyły się zwolna, ukazał się Magloire.
— Pani Sollier — wyrzekł pocichu.
Matka Aubin i Weronika obróciły się, ażeby zobaczyć, kto mówi.
Gdy poznała kataryniarza, matka Germany wybuchnęła jeszcze większym płaczem.
— Oto moja córka... Moje biedne dziecko? — rzekła, wyciągając rękę ku nieboszczce.
Magloire przystąpił do niej.
— Odwagi, pani Weroniko! — rzekł. — Cios jest ciężki... pojmuję to... Ale, pani Sollier, nie powinnaś zapominać o swych obowiązkach.
— A jakiż ja mam obowiązek, jak nie być przy mej zmarłej córce? — wyszeptała odźwierna.
— Czekają na panią...
— Na mnie czekają?
— Godzina powrotu robotników pana Ryszarda Verniera do fabryki wybiła oddawna. Zamknęła pani bramę
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/96
Ta strona została przepisana.