fabryczną, przychodząc do pani Aubin... Robotnicy nie mogą wejść...
Weronika powstała z klęczek.
— Tak, masz pan słuszność... obowiązek — rzekła. — Ale przebaczą mi to zapomnienie, przez kilka chwil, gdy dowiedzą się dlaczego...
Nachyliła się jeszeze nad trupem i uścisnęła znów czoło Germany, szepcząc:
— Ja powrócę.
Potem z wysiłkiem bohaterskim poszła za Magloirem i panią Aubin.
— Czy ja mam dalej się zajmować wszystkiem? — zapytał delikatnie Weronikę kataryniarz.
— Tak, przyjacielu mój, tak, mój dobry Magloire — odpowiedziała, ściskając jedyną rękę mańkuta. — Nie wolno mi odmawiać jałmużny, jaką dano memu dziecku umarłemu. Bierzmy rzeczy, jakie one są! Ale nie oszczędzaj nic... chcę, ażeby Germana była godnie pochowaną na cmentarzu...
— Dobrze, pani Sollier...
Na dole mała Marta poraź drugi przyszła do przytomności.
Ale przy naturze wrażliwej i do zbytku nerwowej, dziecko, doznawszy wruszeń po nad jego siły i wiek, było literalnie przygniecione, bo ciało wskazywało gwałtowną gorączkę, a wyczerpanie spowodowało w następstwie niepospolitą senność.
Pani Aubin, znając oddawna delikatność dziecka, zdała sobie natychmiast sprawę z jego stanu.
Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/97
Ta strona została przepisana.