Strona:PL X de Montépin Bratobójca.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

Zamknął drzwi za sobą i zlekka ukłonił się odźwiernej.
— Czego pan sobie życzy? — zapytała ta, spoglądając uważnie na nieznanego przybysza.
— Obciąłbym się widzieć z panem Ryszardem Verniere — odpowiedział.
— Czy chodzi o jaki obstalunek, o robotę dla fabryki?.. W takim razie mógłby pan...
— Ja pragnę się rozmówić z panem Verniere osobiście — przerwał nowo-przybyły.
— Pana Verniere niema.
— Niema o godzinie drugiej? — podchwycił gość z bardzo wyraźnem zdziwieniem.
Biedna Weronika była, jak łatwo zrozumieć, wysoce zdenerwowaną.
— Ale skoro panu mówię, to tak jest!... ja nie mam zwyczaju kłamać...
— Ha! to muszę pani uwierzyć... Ale zapewne nieobecność pana Verniere potrwa nie cały dzień?
— Naturalnie.
— A kiedy powróci, czy pani nie wie?
— Pan Verniere, wychodząc, powiedział mi, że wróci po południu, ale mi nie oznaczył godziny.
— Czy mogę, nań czekając, zwiedzić fabrykę?
— Nie, panie.
— A to dlaczego?
— Bo to zabronione.
— Szczególny zakaz. Jakaż jego racya?