Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/10

Ta strona została przepisana.

czarne pantalony z granatowego sukna. Całość wszelako ubrania była schludna i czysta.
Jasno-blond niegdyś jego włosy, obecnie pieprzowej barwy, ułożone były we dwa pukle na skroniach, starannie wypomadowane. Twarz obrzucona czerwonawemi plamami, była blada, wyżółkła, a małe oczy ukryte pod gęstemi brwiami, spoglądały chytrze, z cynizmem.
Granatowa czapka z daszkiem, na tył głowy zsunięta, dawała dostrzec wypukłe czoło co ma oznaczać inteligencję, lecz w tym razie skierowaną, ku złemu.
Były notarjusz poznawszy przy blasku księżyca charakterystyczną sylwetkę nadchodzącego, usiadł w oczekiwaniu.
— Do kroć tysięcy! — zawołał, a przybywajże włóczęgo. Gotów byłem już wszystko rzucić do djabła! — Spóźniłeś się o całe pół godziny!..
— Lepiej późno! niż wcale, odrzekł chrypliwym głosem ów człowiek szkielet. Miałem już nawet nie przyjść wcale.
— Dla czego? Cóż się stało?
— To, że Szpagat niechce ażeby nas trzech należało do tej sprawy. Dowodził, że dwóch to jest ja i on wystarczy, i myślałem już że pójdziemy bez ciebie.
— Jakto? — zawołał Brisson z niepokojem.
— Wszak wiesz do czarta że on rozporządzać ma prawo, odparł przybyły. Szpagat ułożył całą tę sprawę; — do niego wybór należy.
— Na czem że więc stanęło?
— Otóż teraz wszystko w porządku. Przemawiałem za tobą, oraz ciebie broniłem, i udało mi się nareszcie. Zawdzięczasz mi zatem wiele, bo mówię ci, że Szpagat źle przeciw tobie usposobionym.
— Co on mnie może mieć do zarzucenia?
— Szpagat zrobił się teraz miękkim jak gotowany