Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1008

Ta strona została przepisana.

to odwiedzała i przyjmowała znajomych, zmieniwszy służących. Liczyła że stosunki jej z księciem, wejdę, na dawną drogę i tem mocniej pragnęła ażeby Henryk został mężem Oliwji.
Od owego balu niewidziała ani Edmunda, ani młodego adwokata.
W dniu tym, w którym Jan wyprawiał ucztę swoim przyjaciołom, napisała list do młodego doktora i Henryka, prosząc ich do siebie na herbatę.
Doktór przeprosił że przybyć nie może, Henryk zaś, nie znajdując powodu do odmowy, wybrał się o dziesiątej.
Około dwudziestu osób zgromadziło się w salonach pani Dick-Thorn. Rozmowa przechodziła z przedmiotu na przedmiot aż wreszcie zaczęto mówić o sławnem natenczas morderstwie Ljońskiego pocztyljona.
Otóż gotowe pole do popisu dla panów adwokatów, — rzekł jakiś bankier. — Piękne to powołanie, ale niebezpieczne.
— Niebezpieczne? z jakiego względu?... — zapytał Henryk.
— Niebezpieczne odnośnie do sumienia tegoż adwokata. Bo wszakże jego zadaniem jest chęć uniewinnienia największego nawet zbrodniarza. Czyż bowiem siła wymowy nie zmusza sędziów do uznania kłamstwa za prawdę i na odwrót? Wszak to jest dla niego najwyższe zwycięztwo.
zdaje mi się, że pan mylnie sądzisz w tym razie — odparł Henryk. — Adwokat rozumiejący doniosłość swych obowiązków względem społeczeństwa i wielkość swego powołania, nie broni takiej sprawy, której by zgodnie z sumieniem bronić nie mógł. Zwycięztwo zatem wymowy polega nie na obałamuceniu sędziów, ale na usunięciu niesprawiedliwego wyroku, częstokroć wyroku śmierci.
Przy ostatnich wyrazach, spojrzał badawczo na panią Dick-Thorn.