Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/101

Ta strona została przepisana.

Wyprzedzimy więc Edmunda Loriot, ażeby poznać szczegółowo znajdujące się tam osoby, jakie w naszej powieści pierwszorzędną odegrają rolę.
Ktokolwiek przestąpił próg tego mieszkania, uczuł krążącą po nad sobą atmosferę smutku i rozpaczy. Brat Berty, Ludwik Abel Leroyer, złożony od dwóch miesięcy na łożu boleści dogorywał, dotknięty nieuleczalną piersiową chorobą jaka zgładzić go miała w 25 roku życia.
Twarz urodziwego niegdyś młodzieńca dziś jeszcze była piękna, mimo że śmierć wyryła na niej swe znamię. Matowa bladość pokrywała zapadłe policzki chorego, a na tej bladości okazujący się chorobliwy rumieniec, zwiastował bliski zgon męczennika.
Czarne włosy zwilgocono spływającym potem, przylegały mu do skroni, a oczy głęboko zapadłe, świeciły gorączkowym fosforycznym blaskiem. Z pod ust, na wpół otwartych, okazywały się dwa rzędy białych zębów; reszta ciała była tak wychudzoną, że pod przejrzystą powłoką skóry dojrzeć było można najdrobniejszą żyłkę.
Zdawało się, że jak w fantastycznym obrazie Dürera, śmierć zaczajona w fałdach okrywającej łóżko kotary, czyha ażeby porwać swoją ofiarę.
U podnóża łóżka, na fotelu, siedziała niemłoda kobieta ze złożonemi jak do modlitwy rękoma. Usta jej poruszały się szepcąc pacierze. Biedna ta matka prawdziwa „Matka bolesna“, błagała Boga o cud nad swojem dziecięciem.
Nie mając więcej po nad lat czterdzieści kilka, wyglądała na sześćdziesiąt. Białe jak śnieg włosy okalały twarz pomarszczoną, zżółkniętą, na której jednak dostrzedz było można ślady minionej piękności. Wyraziste jej niegdyś spojrzenie, przygasło. Długie lata łez i strasznych cierpień moralnych, podkopały zdrowie nieszczęśliwej, wątłe z natury. Tak matka jak i syn stali nad brzegiem mogiły.