Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1013

Ta strona została przepisana.

Ztąd wszelkie poszukiwania okazały się daremnemi i rozpacz Jerzego nie znała już granic.
— Co tu począć? — wołał wpół nieprzytomny chwytając się za głowę.
— Zmienić porządek przedstawienia, — odparł Théfer z lodowatym spokojem. Mieliśmy zamiar najpierwej zabrać pugilares a potem go zgładzić. Otóż teraz trzeba będzie najprzód go zabić, a potem zabrać to, co przy nim znajdziemy.
— A jeśli on dziś nie powróci? — pytał z trwogą Jerzy.
— To już rzecz moja; — odrzekł Théfer. Książę pozostaniesz tu, zaczajony w kącie, skoro Jan Czwartek wejdzie i będzie zapalał świecę, trzeba mu zadać cios śmiertelny.
— Jakto? więc mnie pozostawiasz samego? — pytał z trwogą Jerzy.
— Tak być może, ponieważ inaczej Jan nie przyszedłby tu dzisiaj.
— Ale powrócisz do mnie? — prosił błagalnie Jerzy.
— O ile będę mógł najprędzej.
— Gdzież więc mam się ukryć?
Théfer zaczął się rozglądać po pokoju.
— Tu, — rzekł po chwili wskazując zagłębienie. — Teraz już czas na mnie — dodał. — Muszę się udać pod „Czarną gałkę“. Ale zapomniałem zapytać jaką książę broń ma przy sobie?
— Rewolwer i sztylet.
— Dobrze, bo o strzelaniu ani myśleć, huk broni mógłby nas wydać. Pozostaje więc sztylet. Ale czy on księcia nie zdradzi?
— Bądź spokojny, kupiłem go w pierwszorzędnym sklepie i zwróciłem baczność, żeby nazwisko frabrykanta nie było wypisane.
— Bardzo dobrze. — rzekł agent. — Trzeba się jednak