Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1015

Ta strona została przepisana.

— Gdzie tylko przymus, tam mierna przyjemności — rzekł Jan. — Rozbierzmy się nieco przyjaciele. To mówiąc, zdjął z siebie tużurek wieszając go na kołku, inni poszli za jego przykładem.
Mignolet oszczędzający się dotąd, a udający pijanego, zadrżał z radości.
Kieliszki zaczęły krążyć na nowo.
— Wiecie co przyjaciele? — zawołał Jan Czwartek, — życie bez kobiet to tylko pół życia. W tamtej sali tańczą i bawią się lepiej od nas. Czyby nie lepiej było tam pójść i wypić ich zdrowie?
— Myśl znakomita! — zawołano — ale wprzód trzeba włożyć nasze „fraki“.
— A to naco? — rzekł Jan. — Alboż to nie jesteśmy u siebie? Z resztą każdy z nas ma porządną bieliznę.
— Tak, tak! — wołał Mignolet, popierając projekt Jana.
Ująwszy się pod ręce, całe grono przeszło parami do sali tańca.
— Miejsce dla gości! — zawołali chórem. — Chcemy zatańczyć kadryla. Która z dam jest jeszcze wolną?
To niespodziewane wejście zadziwiło wszystkich. Tańczące pary zatrzymały się w biegu.
Stojący przy drzwiach policjant zbliżył się do Czwartka wołając.
— Panowie zapominają się!.. Nikt nie tańczy w takim stroju. Proszę wyjść, i przyzwoicie się ubrać.
— Przyzwoitość... przyzwoitość!.. — wołał śmiejąc się Jan — mam jej sporą dozę do sprzedawania. Wydałem dużo pieniędzy, tańczyć więc będę tak ubrany jak mi się podoba.
— Nie będziesz tańczył! — wołali wszyscy.
— Otóż właśnie że będę!
I nie czekając, cała zgraja pijaków wyszła na środek