Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1020

Ta strona została przepisana.

— To źle. Natychmiast załatwić to trzeba. Przy tej sposobności, przywieź mi pan trochę bielizny i ubrania.
— Dobrze, jadę natychmiast. Za godzinę powrócę.
— Będę oczekiwał tu na pana, — rzekł Edmund.
Moulin wyszedł z pawilonu i około jedenastej przed północą stanął na ulicy Notre-dame des Champs, Odźwierna już się udawała na spoczynek. Gaz na schodach był pogaszony.
— A to pan... panie Ireneusz, — zawołała uradowana. — Cóż się dzieje z naszą panienką?
— Zdrowa jest. Bawi się na wsi dobrze.
— A jak prędko do nas powróci?
— Za dwa tygodnie. Przyjechałem po bieliznę i suknie dla niej. Jutro rano odjeżdżam.
— To może pan zabierzesz list który tu do niej przysłano z Hawru?
— Daj mi go pani.
Schował list do kieszeni a załatwiwszy się w mieszkaniu Berty, wracał z pośpiechem do niej.
— Oto masz, — rzekł — wszystko czego żądałaś. Wsólny nasz kapitał oddam na przechowanie doktorowi, tam będzie mu najbezpieczniej. A obok tego masz i list jakiś z Hawru.
— Z Hawru... od kogo?
— Przeczytaj, a dowiesz się.
Berta rozerwała spieszno kopertę, a spojrzawszy na podpis wykrzyknęła radośnie:
— Od Jana Czwartku!... od Jana... Oczekuje on na ciebie panie Ireueuszu dziś o szóstej w restauracji pod „Czarną gałką“ na bulwarze Rochechonart.
— Czy podobna?
— Czytaj pan.
Ireneusz pochwycił dane sobie pismo.
— Jan Czwartek w Paryżu!... — zawołał, — i chce wi-