dzieć się ze mną. Bóg wreszcie ulitował się nad nami. Doktorze nie traćmy ani chwili. Może go jeszcze zastaniemy w restauracji, a gdyby nie, to pojadę do niego do Belleville. Muszę dziś jeszcze mieć papiery które zabrał pani Dick-Thorn.
— Spieszcie, — odrzekła Berta, — ja za was modlić się będę.
Obaj z pośpiechem wyszli z pawilonu.
Na rogu Uniwersyteckiej ulicy spostrzegli toczącą się zwolna dorożkę.
— Hej! czy jesteś wolny? — zapytał Ireneusz.
— Wolny, — odparł znany mu głos.
— Zabiorę panów, ale wyprzedzam, że jechać prędko nie mogę. Mój koń zmęczony. Wracam do domu.
— Mój stryj! — zawołał Edmund.
— Pan Loriot!
— To ty! — rzekł zdziwiony woźnica. — A to spotkanie! Cóż u was nowego?
— Jest nowego wiele, ale to na później. Obecnie potrzebujemy byś z narażeniem Milorda zawiózł nas jaknajprędzej do restauracji pod „Czarną gałkę“.
— Siadajcie, — odrzekł Piotr. — Milord dla takiej sprawy wytęży wszystkie swe siły.
Po upływie kwadransa stanęli na bulwarze przed restauracją w chwili gdy Mignolet zażądał wina dla pokrzepienia sił.
— Otóż i Jan Czwartek powraca, — zawołał jeden z biesiadników.