Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1022

Ta strona została przepisana.

— Przyspieszone kroki dały się słyszeć na schodach i Ireneusz Moulin w towarzystwie doktora wbiegł do sali.
Na widok nieznajomych głęboka cisza zapanowała.
— Panowie, — zapytał Moulin, — czy jest tu pomiędzy wami Jan Czwartek?
— W tej chwili go niema, — odparł Mignolet. Pojechał na schadzkę, którą mu oznaczono w Belleville.
— Na schadzkę... o północy? — zawołał Ireneusz. — Ależ to nie niepodobna!
— Niepodobne, a jednak prawdziwe. Jego przyjaciel Ireneusz Moulin wezwał go tam.
— Ależ to ja jestem Ireneusz Moulin, a ja go nie wzywałem.
— Ha! ha! — zaśmieli chórem, — on go niewzywał, a list jego dotąd jest u nas.
— Mój list? — pytał mechanik zdziwiony.
— Tak, pański list, — odparł jeden z biesiadników podając mu papier znaleziony na podłodze.
Ireneusz spojrzawszy na pismo krzyknął przerażony.
— Co się stało? — zapytali wszyscy.
— Wielkie nieszczęście! W tej chwili może już Jan Czwartek nie żyje. Użyto podstępnie mojego nazwiska aby go w ciągnąć w zasadzkę. Spieszmy panie Edmundzie — rzekł do doktora, — może jeszcze na czas przybyć zdołamy. I wybiegli z restauracji.
— Jakże? — zapytał Piotr Loriot, — czyście go znaleźli?
— Ach! nie, niestety, i kto wie czy go zastaniemy przy życiu.
— Do djabła! — zawołał woźnica.
— Co prędzej zawieź nas stryju do Belleville, na ulicę Rébeval.
— Ulica Rébeval? — powtórzył Piotr. — Przed paroma