Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1023

Ta strona została przepisana.

godzinami zawoziłem tam jakiegoś pana, który tu był przyjechawszy z Hawru.
— To on! to Jan Czwartek. W drogę co koń wyskoczy.
— Gdybym był wiedział, — pomyślał Loriot — byłbym im przyszedł z pomocy, ale o niczem nie wiedziałem.


∗             ∗

Théfer po wyjściu Jana z restauracji, podążył spiesznie do oczekującej na siebie dorożki i kazał się zawieść na ulicę Rébeval.
W pół godziny stanął na miejscu, to jest pod murem, gdzie miał się spotkać z Jerzym de la Tour-Vandieu, po dokonanej zbrodni.
Oddalony turkot dorożki dobiegł do jego uszu.
— To on! — pomyślał zbrodniarz. Chwila stanowcza się zbliza.
Nie mylił się, był to w rzeczy samej Jan Czwartek.
— Która godzinna? — zapytał woźnicy wysiadając.
— Trzy kwadranse na pierwszą, — odparł tenże.
— Nie spóźniłem się więc. Roztworzył drzwi i wszedł do swego mieszkania.
Jerzy wypełniając polecenie Théfera nie opuszczał sypialni Czwartka. Oczekiwał w ciemności na przybycie wroga.
Jedna myśl tylko zajmowała go teraz. Za jaką bądź cenę pragnął odzyskać spokój, skończyć z tem życiem pełnym trwogi, jakie rozpoczęło się dla niego w dniu spotkania Ireneusza na cmentarzu Montparnasse.
Śmierć Jana Czwartka wróci mu spokój. Drżącą też ręką ściskał sztylet którym miał cios zadać.
To nowe zabójstwo przerażało go zrazu. Przez kilka