Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1027

Ta strona została przepisana.

Wiemy już jak straszny uderzył ich widok.
Przy zakrwawionym ciele Jana uklęknął młody doktór; pragnąc co prędzej zbadać stan nieszczęśliwego.
— Zdaje mi się że oddycha, — rzekł, — może zdołam chociaż na chwilę przywrócić go do życia.
— Doktorze! — zawołał Ireneusz, — uczyń to... zaklinam, potrzebuję papierów które on zabrał pani Dick-Thorn, potrzebuję jego zaświadczenia, że Fryderyk Bérard jest mordercą z mostu de Neuilly.
— Wiem o tem i dla tego zapewniam pana, iż co tylko będzie w ludzkiej mocy uczynić. Stryju, — rzekł zwracając się do stojącego we drzwiach dorożkarza, — poświeć mi proszę.
Piotr Loriot zbliżył się z latarką podczas gdy Ireneusz zapalał stojącą na stole świecę.
Edmund wyjętym z kieszeni skalpelem przeciął koszulę Jana i szczegółowo obejrzał ranę, z której krew płynęłą.
— Poszukajcie kawałka płótna, — rzekł, — muszę zrobić pierwszy opatrunek.
Za chwilę obmył już ranę, przyłożył szarpie i mocno zbandażował.
— Czy cios zadany trafił w serce? — zapytał Moulin.
— Nie, nóż się obsunął po żebrach, rana jest głęboka, ale nie koniecznie śmiertelna. Jestem pewien, że wkrótce oczy otworzy.
Jak przepowiedział tak się stało, Jan Czwartek dał znak życia. Powiódł zamglonemi oczyma po otaczających, a poznawszy Ireneusza przemówił gasnącym głosem.
— To ty... kochany Ireneuszu, niespodziewałem się już zobaczyć cię wiecej... Umieram, ale pociesza mnie to, że się pomścisz za mnie!...
Wzruszony do łez Moulin, uniósł głowę Jana Czwartku na swoich rękach, przemawiając doń tkliwie.