Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/103

Ta strona została przepisana.
XIX.

— Nic... nic... drogi bracie, odpowiedziała Berta, łzy ocierając. Czyż byś ty mógł nas czemkolwiek zasmucić? Lecz serce nam się ściska, patrząc na twoje cierpienia!
Młodzieniec zaprzeczyć chciał temu, gdy nagle suchy, świszczący kaszel wybiegł z jego piersi, wstrząsając nim całym.
— Uspokójcie się... — wyrzekł po chwili wytchnienia, ależ ja wcale nie cierpię... Upewniam, że nieczuję najmniejszego bolu. — Odkąd ten zacny doktór rozpoczął kurację, kaszel się zmniejszył... czuję się znacznie lepiej... i powrót mój do zdrowia nastąpi niezadługo. A więc kochana matko i siostro, otrzyjcie łzy, które mi tyle sprawiają przykrości i chodźcie uścisnąć mnie obie.
Pani Leroyer powstawszy z trudnością z krzesła, zbliżyła się do syna i pochyliła po nad nim. Berta toż samo uczyniła.
Biedny młodzieniec wychudłemi rękoma przycisnął obie kobiety ku sobie i długim je obdarzał uściskiem, a przejęty do głębi wzruszeniem, sam zaczął płakać cicho!
Matka wysunęła się pierwsza z tego serdecznego uścisku.
— Trudzisz się drogie dziecię... — wyrzekła, usiłując powstrzymać w gardle duszące ją łkanie. — Niezapominaj że doktór nakazał ci spokój zupełny, jeżeli pragniesz przyspieszyć swoje uzdrowienie Bądź posłusznym naszemu przyjacielowi... Przyzwij na pomoc rozumu!...
— Tak matko... dobrze mówisz... będę posłusznym, bo chcę wyzdrowieć jak najprędzej wyjąknął, opuszczając bezwładnie głowę na poduszki.
Rozdzierający kaszel pochwycił nieszczęśliwego na nowo, pozostawiając na jego ustach czerwonawą pianę.
Jak prędko doktór przyjdzie? — zapytał.