Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1035

Ta strona została przepisana.

— Co do małżeństwa mojego syna z twą córką?
— Tak, jest to obecnie najważniejsza dla nas kwestja. Syn twój był wczoraj u mnie na herbacie. To co mówił o procesie Pawła Leroyer, przeraziło mnie niesłychanie.
— Cóż on takiego mówił? zapytał Jerzy bledniejąc.
Klaudja powtórzyła rozmowę Henryka.
— I to cię tak przeraziło? rzekł książę z uśmiechem. Zwykła kobieca a bezpotrzebna lękliwość. Mówił o tym procesie tak jak mówił o każdym innym. Nie stawiam oporu twojemu projektowi, ale potrzebuję czasu na jego wykonanie. Nagłe wzięcie się do tej sprawy może rzecz całą popsuć zupełnie. Za kilka dni bal wydam, na który zaproszę ciebie wraz z córką. Będziesz miała tym sposobem ułatwione wejście do mego pałacu.
— Ha! będę więc oczekiwała; będę oczekiwała spokojnie, ale pamiętaj... gdybyś mnie zawiódł!...
Groźne spojrzenie dokończyło zdania.
Jerzy zrozumiał co chciała powiedzieć.
Starał się ją uspokoić. Wyszła niebawem z mieszkania swego dawnego kochanka, który się udał bezzwłocznie na stację południowej drogi żelaznej celem wyjazdu do Marsylji, gdzie przybywszy miał zaraz powiadomić Henryka o swoim rychłym powrocie do Paryża.


∗             ∗

Trzy dni upłynęły od chwili wyjazdu Jerzego.
Berta Leroyer pokrzepiona nadzieją, szybko wracała do zdrowia. Tegoż samego rana po raz pierwszy podniosła się z łóżka, ażeby się przejść po ogrodzie.
Czwartek, dzięki staraniom Edmunda chwilowo wyszedł z niebezpieczeństwa, każde jednak silniejsze wzruszenie zagrażało mu śmiercią.
Obecnie był już w stanie odpowiadać na zadawane mu