Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1037

Ta strona została przepisana.

Doktór milczał niewiedząc co ma odpowiedzieć.
Przeczekawszy chwilę, wybuchnęła głośnym płaczem.
— Milczysz? wyjąknęła wśród łez, bo nie możesz mi nic pocieszającego powiedzieć. Mój syn zapewne już nie żyje!...
— Zaklinam panią na Boga! rzekł przerażony jej rozdrażnieniem Edmund, zaklinani uspokój się pani, jeżeli pragniesz być zdrową. Długi czas byłaś bardzo cierpiącą. Wiele rzeczy zaszło od tej pory o których wiedzieć jeszcze nie możesz. Opowiem pani wszystko, ale bądź cierpliwą.
— Gdzież ja więc jestem? powiedz mi pan przynajmniej gdzie jestem?
— U przyjaciela.
— A jak on się nazywa?
— Powiem to później pani, jak wyzdrowiejesz. Chcąc zaś przyśpieszyć tę chwilę, zażyj pani łyżkę tego przygotowanego dla ciebie lekarstwa.
Estera spełniła polecenie doktora i w kilka chwil potem zasnęła głęboko.
Edmund natenczas poszedł do naczelnego lekarza.
— Przychodzę z proźbą do pana; rzekł wstępując do jego gabinetu. Moja chora po dokonanej operacji ma się znacznie lepiej. Lękam się jednak by za zupełnym odzyskaniem zmysłów, nie przeraziła się swoim otoczeniem. A ponieważ niema żadnej rodziny i nikt się o nią upominać nie będzie, czy niepozwoliłbyś pan mi zabrać jej do siebie.
— Mój drogi kolego, żądasz odemnie rzeczy niemożebnych do spełnienia. Wszakże ci wiadomo, że tę nieszczęśliwą oddała nam prefektura i że za nią w obec tejże odpowiedzialni jesteśmy.
— Jakiż więc na to jest środek?
— Zwrócić się do prefektury i prosić o to czego odemnie żądasz obecnie.