Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1045

Ta strona została przepisana.

mnie, nie służy ci władza stawać bezlitosnym i niesprawiedliwym.
— Bezlitosnym i niesprawiedliwym? powtórzył starzec marszcząc brwi surowo. Zapominasz jak widzę, czem byłbyś bezemnie, a czem jesteś z mej łaski. Wziąłem cię z domu podrzutków, nadając ci świetne nazwisko i książęcy majątek. Zostałeś moim synem, mam więc nad tobą w całej rozciągłości ojcowską władzę. Skutkiem tej adoptacji moi przodkowie stali się twemi przodkami. Odpowiadasz za ich honor nieskalany od wieków!... Na mnie więc ciąży obowiązek dopilnowania byś w chwili szału honoru tego nie splamił.
— Wdzięczen ci jestem za twoje dobrodziejstwo mój ojcze — odrzekł młody adwokat, — wszak nie rozumiem w czemby ucierpiał honor twoich pradziadów, gdybym idąc za głosem serca ożenił się z córką szlachcica, uczciwego któremu nawet prawnicy nie odmawiają głębokiego szacunku?
— Niemam zamiaru dysputować z tobą w tej kwestji, ale ci rozkazuję spełnić moje żądanie — rzekł książę, wyniośle. Taka jest bowiem moja wola.
— Jesteś ojcze bezlitosnym, okrutnym nad wyraz, ale skoro tego żądasz koniecznie, posłusznym ci być muszę. Drogo okupię zaprawdę majątek i nazwisko jakie mi nadałeś dodał z goryczą.
Książę odetchnął swobodnie, nieprzypuszczał bowiem aby zwycięztwo tak łatwo mu przyszło.
— Dziękuję ci mój synu — rzekł przyjacielsko, — ustępstwa tego nie będziesz żałował, bo nie przypuszczam ażebyś chciał zostać starym kawalerem. Znalazłem dla ciebie już żonę.
Henryk zbladł jak ściana.
— Żonę? — powtórzył drżącym głosem.
— Dla mnie żonę?