napisawszy coś ołówkiem, wsunął przez szparę znajdującą się pomiędzy drzwiami a podłogą.
Widząc to Leblond omal nie krzyknął z radości.
— Tego mi było trzeba!... — rzekł do siebie. — Bez trudu wykryję może jaką ważną tajemnicę. Zaczekam tylko na odejście tego starego eleganta.
Jerzy załatwiwszy się w ten sposób, wsiadł do karety oczekującej na niego przy rogu ulicy św. Antoniego.
Lobland natenczas jednym prawie skokiem zbiegłszy ze schodów, pospieszył do żelaznego sklepu, gdzie kupiwszy kawałek drutu idąc z powrotem do mieszkania Théfera, zakrzywił go na haczyk.
Tym to haczykiem wydobył z łatwością włożoną świeżo karteczkę i ku wielkiej swojej radości wyczytał na niej te słowa:
— Ha! ha! — zawołał agent z rozpromienioną twarzą. Schadzka w całem znaczeniu tego słowa, „Powiadom osobę z Berlińskiej ulicy“. Podpisu niema żadnego. Nic to wszelako nie szkodzi. W krótce bądź co bądź poznamy tego który pisał te słowa. Spieszyć się tylko trzeba z odniesieniem kartki do prefektury.
Naczelnik publicznego bezpieczeństwa tylko co powrócił z Bagnolet.
— Masz co nowego? — zapytał patrząc ciekawie na przebranego agenta.
— Mam panie naczelniku i rzecz bardzo ważną. To mówiąc podał kartkę.
— Gdzież to znalazł? — zapytał naczelnik po przeczytaniu.
Leblond w krótkości opowiedział co zaszło.