— Teraz niech pan to podpisze — rzekł do niego urzędnik — a będziemy w porządku. Wieczorem zaś, zgłosisz się pan po odpowiedź.
— Gdyby to było możebnem, wołałbym zostawić pieniądze na posłańca — rzekł Loriot prosząc o łaskawe mi odesłanie.
— Najchętniej; jeśli to panu dogodniej.
∗
∗ ∗ |
Wiemy że tegoż samego wieczora Henryk de la Tonr-audieu wraz z Ireneuszem i Edmundem, mieli się udać do Jana Czwartka.
Stary ten rzezimieszek pomimo strasznej rany żył i względnie czuł się dość dobrze.
Młody doktór dokładał wszelkich starań aby go przy ayciu utrzymać, depóki nie złoży zeznań i nie podpisze takowych.
Dozorczyni przeznaczona mu do usług wzorowo wykonywała swe obowiązki.
W tej chwili gdy wchodziemy do jego mieszkania, Jan Czwartek siedzi przed piecem w wygodnem fotelu, a pani Urszula (tak się nazywała dozorczyni) przyrządza mu pożywny rosół.
— Doktór kazał pić panu stare wino Bordeaux, kupiłałabym je, ale już niemam pieniędzy.
— Oto najmniejsza — rzekł; zaraz pani dostarczę świeżą monetę, ale musisz pani wyjść po nią na podwórze.
— Na podwórze? zapytała zdumiona Urszula.
— Tak; tuż pod mojemi oknami rosną dwa krzaki bzu. Stojącym w sieni rydelkiem wykopiesz pani po ich prawej