Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1055

Ta strona została przepisana.

— Widzę — rzekł — z opowiadania pana Ireneusza Moulin, że pani Dick-Thorn więcej żałowała utraconych dokumentów aniżeli pieniędzy. Czyś pan nie znalazł żadnych papierów w tym pugilaresie?
— Nie szukałem niczego więcej — odparł słabym głosem Jan Czwartek — wszak nie przypuszczam by się w nim one znajdowały.
— Nie zauważyłeś pan jakiego szczególnego znaku na tym pugilaresie?
— Owszem, były na nim litery C. G.
Młody adwokat zaczął się zastanawiać.
— Czyś go pan zgubił, lub też go panu zabrano? — zapytał po chwili.
— O ile mi się zdaje musiał mi go zabrać Fryderyk Bérard wówczas gdym pod zadanym ciosem padł bezprzytomny na ziemię. Pamiętam bowiem dobrze, żem go miał przy sobie w restauracji pod „Czarną gałkę“.
— O której godzinie mniej więcej napadł na pana ów Fryderyk Bérard.
— Około pierwszej po północy.
— Mocno mnie to dziwi, bo właśnie o wpół do pierwszej, na rogu Amsterdamskiej ulicy znalazłem podobny pugilares z takiemi samemi literami. Był on z czarnego safjanu ze srebrnym znakiem.
— A były w nim pieniądze? — zapytał Jan Czwartek.
— Nie było ani grosza.
— W takim razie — zawołał Jan — domyślam się wszystkiego. To nie Fryderyk Bérard zabrał mi pugilares, ale mój towarzysz, niejaki Mignolet który wraz ze mną był w restauracji.
— Nie ulega więc wątpliwości — rzekł Henryk, — że znaleziony przezemuie pugilares jest własnością pani Dick-Thorn. Tą jednak rzecz pozostawimy na później, a teraz