Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1056

Ta strona została skorygowana.

powiedz mi pan jeszcze jakiemi literami by podpisany ten list wzywający starego doktora z Brunoy na schadzkę?
— Literami Z. de la T. V.
Henryk zanotował sobie podyktowane litery.
— A czy nie starałeś się dowiedzieć czyj podpis podrobić wam kazano.
— Ja starałem się o to — przerwał Ireneusz obawiając się ażeby Jan czwartek nie wypowiedział przed czasem swoich podejrzeń co do księcia. Starałem się, śledziłem ale te litery do tylu nazwisk zastować się dadzą że trudno z nich dojść coś pewnego.
— A gdzież teraz znajduje się człowiek który ten list napisał?
— Siedzi w więzieniu.
— To dobrze. W razie potrzeby będziemy wiedzieli gdzie go szukać. A co do dziecka porzuconego wówczas przez pana pod bramą domu, niceś się pan dotąd nie dowiedział?
— Owszem — odezwał się Edmund. — Mój stryj cudownem zrządzeniem Opatrzności, tego samego wieczora zabrał chłopca w dorożkę i odwiózł go domu podrzutków. Co się następnie z nim stało, dowiemy się jutro od mojego stryja który dziś w tem celu rozpocząć miał odpowiednie starania.
— Bardzo dobrze; jest to niezmiernie ważna kwestja. Według mnie cała ta zbrodnia miała na celu usunięcie dziecka być może prawego spadkobiercy. Podczas dzisiejszego wieczoru, uporządkuję u siebie w domu zeznania Jana Czwartka i napiszę skargę do sądu na panią Dick-Thorn i Fryderyka Bérard, którą jutro przyniosę tu do podpisu. Następnie udam się do prokuratora i rozpocznę proces. Do widzenia więc jutro.
Berta przed wyjściem zbliżyła się do Jana Czwartka a podając mu rękę wyrzekła: