Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1059

Ta strona została przepisana.
V.

— Kto to być może? — zapytywał sam siebie. — Widocznie Henryk w czasie mojej nieobecności musiał komuś gościnnie otworzyć drzwi tego domu, a zbliżywszy się o kilka kroków od łóżka:
— Kobieta!... zapewne kochanka Henryka... — zawołał książę.
Zaciekawiony, nachylił się po nad śpiącą i jednocześnie odskoczył przestraszony krzycząc przeraźliwie:
— Estera!... Estera Dérieux!..
Na głos ten, wdowa po Zygmuncie, zerwała się i usiadła na posłaniu.
Światło świecy padało na twarz Jerzego.
Ujrzawszy go Estera, wyskoczyła z łóżka i jak przed laty wściekła z żalu i rozpaczy, pobiegła ku niemu.
— Złodzieju! — zawołała, — mam cię nareszcie!... Powiedz coś zrobił z mem dzieckiem?
Po latach dwudziestu dwóch, obudziła się inteligencja obłąkanej, obudziła się na widok człowieka, który zdruzgotał jej szczęście.
Jerzy zarówno przypomniał sobie ową noc tak straszną.
Zobaczywszy wdowę po swoim bracie zbliżającą się do niego z wyciągniętemi rękoma, przestraszył się i cofnął w głąb pokoju, lękając się by tak, jak przed laty udusić go niezechciała.
— To ty zbrodniarzu! — wołała gwałtownie. — Ty!... ja