Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1060

Ta strona została przepisana.

ciebie poznaję!... Przychodzisz mi zabrać mojego syna i chcesz go zabić, ale i dziś jak wtedy bronić go będę przed tobą i zanim się zbliżysz do niego ja cię wprzód uduszę morderco!
I rzuciła się ku niemu, zaciśniętemi palcami dotykając jego szyi.
Oszalały z przestrachu uciekał przed nią a w tej ucieczce przewrócił stolik na którym stała paląca się świeca. Ciemność głęboka zapanowała w pokoju. Słabe tylko światło dopalających się głowni na kominku rzucało niepewne blaski na tę całą scenę.
Jerzy nadaremnie szukał drzwi by uciec przed tem strasznym zjawiskiem. Jak dzikie zwierzę zamknięte w klatce, obiegał pokój na około, nie mogąc znaleść wyjścia.
Estera dopędziła go wreszcie, a pochwyciwszy za ubranie, zatrzymała go w miejscu.
W tej rozpaczliwej chwili nie widząc innego dla siebie ratunku, odepchnął tak silnie nieszczęśliwą, że padła z bolesnym jękiem na ziemię.
Oswobodzony z grożącego mu niebezpieczeństwa, dobiegł drzwi wreszcie i w oka mgnieniu dostał się do ogrodu. Drżąc cały jak liść z przerażenia, zaledwie zebrać zdołał rozpierzchnięte myśli.
— Kto tę kobietę tutaj sprowadził? — zapytywał w duchu sam siebie. Jakiś piekielny spisek uknuto znów na moją zgubę i nowe zagraża mi niebezpieczeństwo.
Po kilku minutach, oprzytomniawszy cokolwiek, poszedł w stronę Uniwersyteckiej ulicy.
Dochodził już do muru oddzielającego tę posiadłość od ulicy, gdy usłyszał turkot zajeżdżającej dorożki i otwieranie kluczem furtki ogrodowej.
Jerzy nie zdążył nawet pomyśleć nad tem kto byli ci nieznani goście. Biegł jak szalony ku pawilonowi, zkąd za-