go i poznałam. Podstarzał się bardzo, to prawda. Ma zapadłe policzki, włosy prawie białe, ale taż sama twarz pozostała, toż samo spojrzenie!
Henryk de la Tour-Vandieu skamieniał z przerażenia.
Nikt w około niego nie śmiał przerwać ponurej ciszy, wszyscy mieli jedną i tę samą myśl, wszyscy dorozumiewali się strasznej tajemnicy!...
— A teraz, — rzekła Estera zwracając do Edmunda Loriot, — na pana kolej odpowiadać na moje pytania. Jakie wypadki zaszły od tej katastrofy w Brunoy? Co się dzieje z moim mężem Zygmuntem?
— Umarł od lat dwudziestu; — odparł Ireneusz.
— Umarł! — zawołała, zalewając się łzami.. — A mój syn... gdzie syn? — pytała ze łkaniem.
— W ów pamiętny wieczór powierzono syna pani opiece doktora Leroyer. W dzień śmierci księcia Zygmunta, wciągnięto doktora w zasadzkę, z której nie wyszedł już żywym. Dziecko zaś zginęło bez wieści.
Ten cios był już nad siły biednej kobiety. Załamała ręce z rozpaczą, wybuchając płaczem.
— A więc i dziecka już niemam! Wszystkom utraciła... Po cóż zbudziliście mnie do życia, skoroście nie mogli dać mi żadnej pociechy? Czem zawiniłam względem pana doktora, żeś mi wyrządził taką wielką krzywdę?
— Nie wszystko jeszcze stracone; — przerwał Ireneusz. Miej pani nadzieję, być może iż kiedy jeszcze odzyskasz swojego syna...
Tu opowiedziano Esterze całe zajście na moście de Neuilly i przypuszczalne umieszczenie jej syna w domu podrzutków.
Henryk de la Tour-Vandieu posępniał coraz widoczniej Siedział z opusczoną głową na piersi, niemówiąc nic do nikogo.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/1065
Ta strona została skorygowana.