— Jest nim Henryk de la Tour-Vandieu.
Okrzyk zdumienia wybiegł naraz ze wszystkich piersi.
— Co takiego? — pytała Estera niemogąc zrozumieć całej prawdy.
— Odnaleźliśmy twego syna pani!... — zawołała radośnie Berta.
— Mojego syna!... czy podobna? — wykrzyknęła.
— Tak droga pani! — Dziwnem zrządzeniem Opatrzności, zabójca twojego męża stał się przybranym ojcem twojego syna!...
Piotr Loriot wydobył tymczasem jakiś papier z kieszeni.
— Czytajcie państwo; — rzekł podając.
Estera niemogąc powstrzymać wzruszenia głośnym wybuchnęła płaczem pośród którego dosłyszeć można było wyrazy:
— Gdzie mój syn? mój syn!.. chcę widzieć... uścisnąć go jaknajprędzej. Chcę mu powiedzieć że hańba jaką nosi na swoim nazwisku, w niczem go osobiście dosięgnąć nie może. Cóż go obchodzi nikczemnik który ukradł tytuł jaki, się jemu przynależy? — Doktorze!... prowadź mnie do mojego syna, chcę go zobaczyć jaknajprędzej.
— I ja zarówno — ozwał się Czwartek umierającym głosem — ja pragnę uzyskać jego przebaczenie i jego matki.
— Matki przebaczenie już dawno otrzymałeś — wy-