Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/108

Ta strona została przepisana.

Po raz to pierwszy od czasu, jak zaczął bywać w ich skromnem mieszkaniu, Edmund w ten sposób przemawiał do młodego dziewczęcia.
Mimo swej nieśmiałości, wzruszenie jakiemu uległ wyrwało mu początek miłosnego wyznania.
Berta słuchała go drżąca, blednąc i rumieniąc się naprzemiany. Słowa młodego doktora, a nadewszystko sposób w jaki wygłoszonemi zostały, płynęły wprost w jej serce, poruszając wszystkiemi jego fibrami.
Był to jak gdyby odblask lazuru wśród ciemnego nieba, jak gdyby promyk słoneczny, rozświetlający nagle otaczające ją zewsząd ciemności.
Zrozumiała co Edmund chciał jej powiedzieć. Odgadła że jest kochaną, a myśl ta rozprószyła ów mrok ponury, ciążący na jej przyszłości.

XX.

Ażeby przeciąć to kłopotliwe położenie, w jakiem oboje się znajdowali, Berta zwróciła się do Edmunda.
— Idźmy do brata, doktorze... wyrzekła, i wyprzedzając Loriota, pobiegła do pokoju chorego.
Niedoświadczony w sprawach miłości Edmund niezrozumiał ile pociechy i ulgi strapionemu sercu dziewczęcia sprawiło rozpoczęte jego wyznanie. Przeciwnie, obawiał się, czy nie uraził Berty za zbyt śmiałemi słowy?
Pani Leroyer spostrzegłszy wchodzącego doktora, zbliżyła się ku niemu. Chory z uśmiechem szczerej życzliwości podał mu wychudłą swą rękę, przez której pergaminową skórę, przebijały kości i żyły.