Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/115

Ta strona została przepisana.

— Mów więc!.. odpowiedziała głucho, mów!... W imię tego drogiego nam tyle męczennika, który był twoim ojcem, wysłucham cię z odwagą!...
— Dzięki ci matko! wyszepnął chory. Taką to właśnie chciałbym cię widzieć w chwili, gdy czuję że wszystko dla mnie skończone na świecie!...
Konwulsyjne drżenie wstrząsnęło biedną kobietą.
— Bez słabości i rozpaczy! mówił dalej chory, przyrzekłaś być odważną... dotrzymaj słowa!.. Jeżeli doktór ukrywa prawdę, ja ci ją wyjawię!...
Lada chwilę rozstanę się z tym światem... powinnaś matko przygotować się do tego... powinnaś zachować w głębi serca naszą tajemnicę, ukryć przed moją siostrą, ciążącą na nas hańbę... do czasu, w którym nastąpi rehabilitacja zmarłego... gdy sprawiedliwość wymierzoną zostanie... Berta niepowinna wiedzieć że ukrywamy się pod cudzym, przybranym nazwiskiem.
— Mów dalej... odpowiedziała, zapanowawszy nad sobą.
Umierający zebrał zarówno potrzebną mu tyle obecnie siłę moralną.
— Skoro Bóg powoła mnie do siebie, zaczął cichym, przytłumionym głosem, śmierć moja sprowadzi mnóstwo interesów, potrzebujących natychmiastowego załatwienia. Trzeba będzie dostarczyć autentyczne dowody biurom stanu cywilnego, a te dowody wykażą, że Ludwik Abel Monestier nazywał się w rzeczywistości Ludwikiem Ablem Leroyer, że był synem owego Pawła Leroyer, którego głowa spadła pod gilotyną przed laty dwudziestu.
Zaczerpnij więc siłę i odwagę w twej wielkiej miłości macierzyńskiej jaka cię nigdy nie zawiodła. Zajmij się sama załatwieniem tego wszystkiego, ażeby Berta nie wiedziała, że ciąży nad nami niezasłużona hańba.
Na grobowym kamieniu pokrywającym mogiłę mojego ojca wyryte jest tylko to jedno słowo: „Sprawiedliwość“,