Urządzono zejście policji wieczorem, pod „Srebrnego Kruka“.
Wiemy o rezultacie dokonanych tam poszukiwań. Widzieliśmy Szpagata wprowadzonego w wściekłość, usiłującego zamordować komisarza, którego jedynie ocaliła energiczna obrona Ireneusza Moulin, mechanika.
Po przybyciu do więzienia, stosownie do przepisów, przeszukano kieszenie włóczęgów, odebrano im pieniądze i inne poznajdowane przedmioty, jakie szczegółowo spisano, poczem wprowadzono ich do ogólnej sali, gdzie w chaotycznym nieładzie, znajdowali się złodzieje, zbrodniarze i żebracy razem.
Każdy z nich czekał na pierwsze badanie, po którem stosownie do winy, przewożono ich, lub wypuszczano na wolność.
W tej sali, urządzonej odpowiednio na przyjęcie przybywających, stały rzędem pod ścianą składane obozowe łóżka, ławy grube i stoły, jak na odwachu.
Tego wieczora napływ gości był tu nie wielki, co pozwoliło byłemu notarjuszowi wraz z towarzyszem znaleźć opróżnione łóżko, na jakiem położyli się oba obok siebie, usiłując usunąć się o ile można od reszty obecnych.
Szpagat z namarszczonemi brwiami, z dzikim wyrazem twarzy, zaciskał zęby. Były notarjusz milczał.
Będąc wszelako gadatliwym z natury, niemógł długo wytrwać w milczeniu, i po kilku minutach pragnąc zacząć rozmowę, szturknął w bok łokciem swojego towarzysza.
— O czem ty myślisz u djabła? zapytał.
— A ty? mruknął Szpagat.