Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/120

Ta strona została przepisana.

— Ja rozmyślam nad dwoma staremi przysłowiami...
— Nad jakiemi przysłowiami?
— Posłuchaj, „Nie chwytaj ryb przed niewodem“ a drugie: „Człowiek proponuje... policja dysponuje“.
— Nie znam się na przysłowiach!... burknął ze złością Szpagat.
— A jednak są one mądrością narodów!..
— Tak?... A więc niech narody lamią sobie nad niemi głowy! O czem myślę? pytasz. Zastanawiam się po nad przeklętą zmiennością losów!... W chwili, gdy mieliśmy pochwycić garście złota, trzask! zostajemy na klucz zamknięci. I zamiast spoczywać spokojnie na miękkich łóżkach, obsypani banknotami, leżymy na zgniłej słomie w areszcie.
A co do mnie mam jeszcze w perspektywie całe miesiące więzienia, za sprawę z zegarkami i porwania się na komisarza. To nie fraszka!...
— A czyj aż w tem wina?
— Może powiesz że moja?
Tak, twoja niewątpliwie, — odparł notarjusz. Ty wszakże oznaczyłeś nam schadzkę pod „Srebrnym Krukiem“, mimo że cię Jan-Czwartek ostrzegał, iż jest to miejsce niebezpieczne z przyczyny częstych tam wizyt policji.
— Milcz... do pioruna! — wykrzyknął Szpagat, niewspominaj mi o tym nikczemniku!..
— Dla czego? Bo to jest Judasz, któremu przy pierwszem spotkaniu łeb roztrzaskam pięścią.
— — Cóż on takiego uczynił? pytał Brisson przestraszony tym nowym wybuchem gniewu.
— Jakto... nierozumiesz?... ty głupie „Gęsie Pióro“, że on zaprzedał nas obu policji?
— Co znowu.
— Wszakże widziałeś że nie przyszedł na schadzkę?