Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/121

Ta strona została przepisana.

— Tak; ale to jeszcze nie dowód ażeby miał być Judaszem. Jan-Czwartek nie zdradziłby swoich kolegów.
— Ha! hal — jakiż z ciebie krótkowidz... idjota! Ażeby kąsek zostawić dla siebie samego, zdolnym był wszystko uczynić. Dla czego nie przyszedł... dla czego?
— Nadszedł później, być może...
— Głupiś!... „Połknął sam rybę“. Wszakże komisarz powiedział do mnie: „Ciebie to ptaszku szukamy“. Słyszałeś wyraźnie?
— Słyszałem...
— Któżby więc doniósł o wszystkiem, jak nie Jan-Czwartek? Zkąd by policja wiedziała, że znajdzie mnie pod „Srebrnym Krukiem“ o tej właśnie godzinie?
— Zarządzono rewizię w mojem mieszkaniu i łup znaleziono... Zaszli następnie pod Srebrnego Kruka“, a znając twój rysopis, poznali się z łatwością... Otóż rzecz cała jasna jak słońce!
— Każdy ma swoje zapatrywania! Ty na swój sposób uważasz tą sprawę, a ja jestem przekonany, że ten podły Czwartek nas zdradził, aby nie dzielić się z nikim pieniędzmi, zdobytemi na Berlińskiej ulicy... Ale ja jemu to odpłacę, bądź pewnym!
— Myślisz więc coś przedsięwziąć przeciw niemu? pytał z przestrachem „Gęsie-Pióro“!
— Przygotuj się na to!
— Chcesz go zadenuncjować?
— Dla czego nie?
— Oszalałeś chyba Szpagacie! Wyprowadzając na jaw uplanowaną sprawę na Berlińskiej ulicy, której ty byłeś twórcą i głównym działaczem, ściągniesz na siebie karę pięcioletniego ciężkiego więzienia, a może i ciężkie roboty...
— Szpagat podrapał się w głowę.
— Może ty i masz słuszność; — wymruknął.