Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Sędzia śledczy siedział przy swoim biurku. Opodal niego, przy stoliku znajdował się pisarz gotów do spisywania protokołu obwinionego.
Przed rozpoczęciem śledztwa, sędzia rzucił na obwinionego badawcze spojrzenie.
Wiemy, że ów nicpoń miał sympatyczną, powierzchowność, i że był schludnie ubranym, osiągnięte zatem wrażenie było dość przychylnem dla niego.
Po szybkim tym egzaminie, sędzia przystąpił do zwykłych zapytań:
— Twoje nazwisko i przydomek?... twój wiek?... Gdzie się urodziłeś?...
Hultaj odpowiadał kornie, z łagodnością na zadawane mu pytania.
Po owym ustępie niezbędnym, rozpoczęto badania czynów na jakich opierały są dowody oskarżenia.
— Jesteś obwinionym, mówił sędzia, — o kradzież zegarków z wystawy sklepowej, na przedmieściu świętego Djonizjusza. Cóż możesz na to odpowiedzieć?
— Mogę odpowiedzieć żem w istocie zawinił, odparł złodziej z udanem wzruszeniem. Na co ty się zresztą przydało zaprzeczenie, skoro u mnie znaleziono zegarki?
— Tak jest... Oto są one. Tu sędzia zaczął pokazywać Szpagatowi.
— Minio to, upewniam, — rzekł tenże — iż jestem mniej winnym, niż się to wydaje z pozoru.
— Mniej winnym? — powtórzył sędzia, wzruszając ramionami. Dziwne zaiste twierdzenie. Jak je usprawiedliwisz... ciekawym? Dostrzeżonym zostałeś w chwili pełnienia kradzieży i policja znalazła w twoim kuferku skradzione przedmioty.
— Nie ja tylko byłem sprawcą kradzieży. Dopomagałem do niej, stojąc na straży. Sam jednak nic nie wziąłem.