Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/125

Ta strona została przepisana.
XXIII.

— Nie zaprzeczaj daremnie!.. złożono mi twój rysopis...
— Wtedy znajdowałem się tam obok innego osobnika...
— Jakiego innego? — Twego wspólnika...
— Tak, panie sędzio; to on, przysięgam, ukradł te zegarki. Ja stałem na straży... pilnowałem, jak to już wyżej mówiłem.
— I będziesz twierdził zapewne że ów wspólnik u ciebie ten łup pozostawił?
— Nie inaczej... Tak było, mówię prawdę.
— Jakże się nazywa ów drugi złodziej, ten mniemany twój wspólnik?
Szpagat opuścił głowę i milczał, mnąc czapkę w ręku.
— Odpowiadaj!... zawołał sędzia niecierpliwie. Jeżeli byłeś tylko wspólnikiem, wymień nazwisko tamtego, inaczej będę przekonany o jakimś niezręcznym wybiegu z twej strony w celu zrzucenia z siebie odpowiedzialności.
Jesteś recydywistą... Byłeś raz już karanym za kradzież biżuterji z wystawy sklepowej... Przedtem nie miałeś złych poszlak, a więc skazano cię tylko na dwa miesiące więzienia. Tym razem jednak surowiej będziesz sądzonym. Zawyrokuję cię na 13 miesięcy do centralnego domu kary i poprawy i będziesz pozostawał pod nadzorem policji, jeżeli nie wskażesz wspólnika winnego bardziej od ciebie.
Usłyszawszy to Szpagat zadrżał i pobladł.
Nadzór policji przestrasza srodze wszystkich złodziei. Jest on jak ów klasyczny miecz Demoklesa, zawieszony bezustannie nad ich głowami. Zmuszonemi są oni natenczas po wyjściu z więzienia przebywać we wskazanej przez policję miejscowości.
Daje to pewność zostania przytrzymanym w razie ucieczki do Paryża, i nowego zawyrokowania z obostrzoną karą.