Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/13

Ta strona została przepisana.

nic podejrzanego. Najwprawniejszy fizjognomista nie odgadłby w nim zbrodniarza zdolnego do wszelkich najpotworniejszych występków.
Zachowanie się Szpagata, cechowało w nim robotnika lub publicznego posłańca.
Jan-Czwartek uderzył go po ramieniu.
Odwrócił się od bilardu i spojrzał.
— Ach! — to ty? — zawołał; przyszedłeś sam?
— Jak widzisz...
— A notarjusz?
— Nadejdzie.
— Usiądź i wypij tymczasem kieliszek. Zaraz skończę mą partję. Uważaj Julku, dodał, zwracając się do swego partnera. Osiemnaście, przeciw dwunastu.
Jan-Czwartek usiadł na ławie, kazał sobie podać szklankę wina, wypróżnił ją, co powtarzał czterokrotnie.
W pięć minut później Brisson ukazał się we drzwiach drugiej sali, właśnie na czas ażeby trącić się szklanką z Janem-Czwartkiem i Szpagatem, który ukończył partję bilardu.
— Idźmyż teraz, rzekł do obu kamratów.
— Gdzie nas chcesz prowadzić?
— W miejsce, gdzie będziemy mogli swobodnie porozmawiać. Do Fonsia rozumie się. Fonsio, to ja. Pójdę naprzód aby wskazywać nam drogę. Zamiast jednakże przejść salę, i wydostać się na schody, Szpagat wrócił się ku małym drzwiczkom, wybitym w ścianie, a wychodzącym na ciemny kurytarz.
Wszedł w ten korytarz.
— No! idziecie za mną... hę? pytał odwracając się.
— Nie inaczej!.. do czarta!
Były notarjusz i Jan-Czwartek szli za nim na palcach. Wszyscy trzej zrobili tak ze dwadzieścia kroków pośród głę-