Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/132

Ta strona została przepisana.

czaj „pracował sam“, to jest kradł bez wspólnika, wiedząc o ile wszelkie spółki bywają kompromitującemi.
Wypadkiem został wciągniętym w sprawę przy Berlińskiej ulicy, której pieniężną korzyścią błysnął mu Szpagat przed oczyma. Plan tej wyprawy wszelako, zamiast go nęcić ku sobie, budził w nim wstręt instynktowny, przypominając sprawę na moście de Neuilly, od którego to czasu Jan-Czwartek obawiał się kobiet.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Uderzyła godzina dziewiąta rano.
Czwartek zerwał się z łóżka ażeby się ubrać i uporządkować mieszkanie.
Wiemy, iż był on zawsze starannie ubranym i nie bez przyczyny, porządny ubiór albowiem oddalał od niego podejrzenia policji.
Ubierając się, zaczął wydobywać z kieszeni przedmioty wczoraj z sobą zabrane.
Wyjął więc szklarski djament, blaszane pudełko, w którym znajdowała się kula ulepionej smoły i inne złodziejskie przedmioty.
— Zostawiwszy to, — wyszepnął, — możnaby się zdradzić... Nie trzeba więcej aby skompromitować człowieka! To mówiąc, zbliżył się do kominka, na którym leżała kupa popiołu, rozgarnął go łopatką, zrobił głęboki dołek, uniósł nożem w górę fajerkę, i w owo wydrążenie wpuścił blaszane pudełko z kulą smoły i djamentem.
Uporządkował następnie wszystko jak było i przysypał popiołem.
— Teraz mogą urządzić u mnie przeszukiwania, wyszepnął, nie znajdą nic coby przeciw mnie świadczyło.