Zaczął się czesać przed lusterkiem i porządkować szczegóły swojej toalety, ponieważ miał kilka kursów do zrobienia dnia tego.
Jeden z nich szczególnie był dlań ważnym, a mianowicie, zasięgniecie bliższych wiadomości o lokatorce pałacyku przy Berlińskiej ulicy.
— Znajdują, się ludzie, — mówił sobie, — jedni podobni do drugich, lecz trafia się to bardzo rzadko. Trzeba więc rzecz wyjaśnić przed rozpoczęciem działania. Gdy znajdę wyraz rozwiązujący zagadkę, łatwo mi będzie odszukać adres mieszkania księcia de la Tour-Vandieu, a wtedy przekonam się naocznie, czy to jest owa osobistość z de Neuilly?
— Gdyby na szczęście byli to oni oboje, przytrzymam ich i mam majątek gotowy!
Po owem przemówieniu, Jan-Czwartek wygolony, wyszczotkowany, wyszedł z mieszkania, zamknąwszy je na klucz.
Szedł nad kanałem świętego Marcina aż do rogatki la Villette, gdzie wstąpił do kawiarni na śniadanie, poczem zwrócił się na bulwar ku dzielnicy, gdzie „pracował“ ubiegłej nocy.
Pozostawmy go idącego spokojnie, a pospieszmy do pałacyku przy Berlińskiej ulicy.
Kucharka, wszedłszy rano do kuchni, spostrzegła zdumiona kawałek szkła okrągłego leżącego na ziemi i wybitą w szybie okrągłą dziurę.
Zrozumiała natychmiast, iż podczas nocy zaszło w pałacyku coś niezwykłego, być może zbrodnia, morderstwo, i przestraszona zaczęła przywoływać pomocy, poczem wbiegła do sypialni swej pani.
Klaudja Dic-Thorn leżała jeszcze w łóżku, ale już nie spała. Zaniepokojona krzykiem służącej zerwała się, a zarzuciwszy peniuar i wyjrzała do kuchni.
— Co znaczą te krzyki? — zapytała.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/133
Ta strona została skorygowana.