Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/135

Ta strona została przepisana.
XXV.

— Nie mylisz się!.. — rzekła do drżącej jeszcze ze strachu kucharki. — Ta szyba wykrojoną została i weszli tu oknem. Oto są ślady na kamiennej posadzce ich zabłoconego obuwia.
Tu pochyliwszy się podniosła kawałek szkła okrągło wyciętego i przypatrywuć mu się uważnie zaczęła.
Na środku tego szklannego odłamka, rysowała się wyraźnie szeroka czarna i tłusta plama, z której rozchodząca się woń przekonywała o prawdzie.
— To smoła!.. zawołała Klaudja; nagle jakieś odległe wspomnienie zbudziło się w jej pamięci. Pobladła widocznie, zacisnęła usta, brwi namarszczyła.
— To dziwne!... — wyszepnęła cicho. — Przed laty dwudziestu, w tejże samej porze roku człowiek nazwiskiem Jan-Czwartek zakradł się w Neuilly do mego mieszkania, w celach rabunku. Następnie został moim wspólnikiem... lecz po tem wszystkiem zmarł od zadanej sobie trucizny...
Stała przez kilka chwil zadumana z wlepionym wzrokiem w odłamek szkła, trzymanego w ręku, powtarzając:
— To dziwna!... Czy rzeczywiście umarł Jan-Czwartek natenczas?..
— Pani!.. ozwała się służąca zajęta uprzątaniem, trzebaby pójść zawiadomić komisarza...
Klaudja Dick-Thorn drgnęła, jakby osoba nagle ze snu przebudzona.
— Nie potrzeba! — zawołała; ale natomiast trzeba sprowadzić szklarza; ażeby wprawił nową szybę.
— Lecz pani!.. komisarz..
— Milcz! — powtórzyła wdowa.
— Nie lubię ażeby — ze mną dyskutowano wbrew mojej woli! Milcz! i bądź posłuszną!...