Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/145

Ta strona została przepisana.

— Dobrze! zawołał chrypliwie. Mnie także zapewne oznaczą pobyt u „Magdalenek“, a wtedy zobaczymy!..
— No!... no!.. uspokój się... — mówił „Gęsie-Pióro“, który będąc zwolennikiem zgody, nienawidził gwałtownych uniesień i rozlewu krwi, gdybyś go zabił w przystępie szału, pogorszyło by to tylko twą sprawę. Napij się szklankę zimnej wody i porozmawiajmy. Chcesz ze mną pomówić?
— O czem do pioruna? — odmruknął gniewnie Czwartek.

XXVII.

— Otóż pozwól sobie powiedzieć, ciągnął dalej Brisson, że twoja w tem wina. Gdybyś był wcześniej przyszedł pod „Srebrnego Kruka“ nie stało by się to co nastąpiło.
— Przyszedłem!
— Ale zapóźno.
— Niemogłem przyjść wcześniej... Widziałem jak policja was wyprowadzała.
— Wszak mogę wierzyć, — pytał z niejakim wachaniem „Gęsie-Pióro“, — żeś nas nie sprzedał?
Jan-Czwartek rzucił się z oczyma krwią nabiegłemi. Na jego oblicze wystąpił silny rumieniec.
— Ja miałbym jak Judasz sprzedał swoich towarzyszów? — wykrzyknął; — żartujesz czy kpisz ze mnie.
— Nie jestem takim, jak Szpagat, nędznikiem... Jak możesz mnie podejrzywać o coś podobnego? Nie waż mi się togo powtórzyć, bo cię jak psa zadławię na miejscu.
To mówiąc, przyskoczył z zaciśniętemi pięściami do szyji notarjusza, który zbladł i cofnął się przestraszony.