Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/146

Ta strona została przepisana.

— Ależ nie!. .nigdy... jąkał z obawą, nigdy o czemś podobnem nie pomyślałem... Wiem że jesteś dzielnym i szczerym chłopcem powtarzałem to po tysiąc razy Szpagatowi.
— Masz szczęście! odparł Jan łagodniejąc.
— Przyznaj wszelako, że twoja nieobecność mogła wzbudzić podejrzenie, mówił „Gęsie-Pióro“. Nic więc dziwnego, iż Szpagat uroił sobie, że chciałeś sam zjeść kąsek, który on upiekł i przygotował.
Jan wzruszył ramionami.
— Szpagat jest głupim bydlęciem!.. — zawołał. — Czyżby rabunek i włamanie dały się dokonać jednemu, bez pomocy innych? Powinien był nad tem się zastanowić!..
— To prawda; złość pomięszała mu w głowie.
— Wybacz... lecz w rzeczy samej był powód do szału.
Tyle pięknych planów mieliśmy przed sobą... szczególniej sprawę z księciem de la Tour-Vandieu...
Czwartek zmarszczył czoło.
Słowa notarjusza otwierały jego krwawiącą się ranę, stawiając mu przed oczy zarazem zniknione jego nadzieje.
— To prawda, — odrzekł, — przeklęta fatalność!..
Wejście dozorcy przerwało rozmowę dwóch łotrów.
Zostawmy ich spożywającemi to skromne przyniesione sobie śniadanie, a powróćmy do pałacu de la Tour-Vandieu.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Była godzina dziewiąta wieczorem.
Książę Jerzy, zjadłszy obiad z przybranym swym synem Henrykiem, przeszedł do swego gabinetu, oświetlonego lampą i dwoma kandelabrami.
Usiadł przy płonącym ogniu na kominku i zadzwonił.
Za chwilę ukazał się we drzwiach kamerdyner.
— Ferdynandzie... rzekł do niego książę, — oczekuję przybycia pewnej osoby, między dziewiątą a dziesiątą go-