Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/147

Ta strona została przepisana.

dziną, Będzie to pan Theifer; spiesz powiadomić odźwiernego, a skoro ów gość przybędzie, wprowadź go do mnie natychmiast.
— Spełnię rozkazy.
— Przyniesiono dzienniki wieczorne?
— Tak; leżą na biurku księcia.
— Dobrze.
— Czy po odejściu gościa mają zaprządz do powozu? — pytał kamerdyner.
— Niepotrzeba; nigdzie dziś nie wyjadę. Skoro pan Theifer odejdzie, będziesz wolnym, potrzebnym mi dziś nie jesteś.
Kamerdyner odszedł.
Książę Jerzy powstawszy z krzesła, usiadł przy biurku i zaczął czytać dziennik.
Zaledwie przebiegł oczyma kilka linij, ręka mu opadła. Wysunął się dziennik. Jakieś czarne myśli widocznie go przytłaczały.
Ręce mu się trzęsły, świadcząc o wewnętrznej burzy, jaka nim miotała.
Usta starca poruszały się bezwiednie wyszeptując wyrazy tak cicho, że żadne ucho ludzkie dosłyszeć ich nie byłoby w stanie.
— Przeszłość... straszliwą!.. przeklętą!... — mówił sam do siebie. Ja, książę Jerzy de la Tou-Vandieu, zajmujący tak wysokie stanowisko z majątkiem i urodzeniem, ja!... posiadający tak rozległe wpływy, jestem zmuszony drżeć bezustannie jak najnędzniejszy ze zbrodniarzy!..
O! czegóż bym nie dał, ażeby się pozbyć tego tytułu i tego majątku który mi tak mało szczęścia zakosztować pozwolił!.. Pogrążyłem się we krwi i błocie!.. Jakiż duch piekieł powiódł mnie do tej zbrodni?
Ha! Klaudja Varni... Klaudja... ów demon z obliczem anioła, która mną rządziła i kierowała, jak mistrz niewolni-