Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/154

Ta strona została przepisana.

Stary doktór nie znalazłszy nic niepokojącego w stanie zdrowia słabej odszedł, obiecując przybyć na pierwsze wezwanie.
Książę Zygmunt de la Toor-Vandieu, miał młodszego brata Jerzego, któremu z przyczyny jego marnotrawstwa i złego prowadzenia się matka zabroniła wstępu do swego mieszkania.
Jerzy w trzydziestym roku życia był kompletnie przerzytym człowiekiem. Zostając pod władzą metresy, Klaudji Verni, kobiety bardzo pięknej, ale do szpiku kości zepsutej moralnie i występnej, roztrwonił na jej wymagania całą swoją przypadającą mu po ojcu sukcesję, a obarczony długami, zmuszonym był niejednokrotnie dla zaspokojenia koniecznych potrzeb życia uciekać się do najtrudniejszych środków uwłaczających jego honorowi i stanowisku.
Ale wszelako sposoby wkrótce się wyczerpywały. Ostatnich fuduszów braknąć poczynało. Groziła nędza, straszna, czarna nędza, więcej jak nędza, ponieważ wielka liczba uczciwych kupców przezeń oszukanych, postanowiła, wnieść skarge do sądu i poprowadzić pana markiza na ławę policji poprawczej.
Na pomoc matki swej, księżnej wdowy nie mógł rachować, ponieważ zrażona i srodze zagniewana niepozwalała nawet synowskiego imienia wymawiać w swej obecności.
Przewidywać było można, iż nie przebaczywszy mu za życia, mogła w chwili zgonu zapisać cały majątek starszemu synowi, na co pozwalało jej prawo.
Jedyna nadzieja pozostawała Klaudji i Jerzemu w śmierci Zygmunta; ten jednak był w całej sile wieku i cieszył się zdrowiem doskonałym.
Mimo to wszystko jakiś wypadek na polowaniu, w konnej wycieczce, lub pchnięcie szpadą w pojedynku, mogły pozbawić go życia, i nadać Jerzemu tytuł książęcy wraz z majątkiem.