Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/161

Ta strona została przepisana.
XXX.

Po kilku słowach wymienionych z sobą, nawzajem, odszedł stary doktór, a pan de la Tour-Vandieu wrócił do łóżka chorej i ująwszy jej rękę, trzymał tkliwie w swej dłoni.
— To nagle zniknięcie doktora kryje jakąś tajemnicę, rzekła Klaudja do Jerzego. Coś się tam dzieje niezwykłego...
Niepewność dwojga nędzników trwała blisko pół godziny.
Po upływie tego czasu drzwi się otwarły, i pan Leroyer wszedł, prowadząc księdza wraz z sobą.
— Ha! — zawołała tryumfująco kurtyzana, — panna Dérieux jest konającą i proboszcz z Brunoy przybył dla udzielenia jej ostatnich Sakramentów.
Nie myliła się w tym razie, ale i nieodgadła całej prawdy. W przewidywaniu mogącej nastąpić śmierci Estery, Zygmunt chciał uznać prawnie nowonarodzone niemowlę za swojego syna, przez zawarcie małżeństwa „in extremis“.
Proboszcz wyspowiadał chorą, udzielił jej rozgrzeszenia, ochrzcił dziecię, nadając mu imiona: Piotra, Zygmunta, Maksymiljana, poczem weszli świadkowie w osobach kilku wieśniaków z Brunoy.
Za chwilę później, Estera Eleonora Derieux, została księżną de la Tour-Vandieu.
Klaudja Varni w niemem osłupieniu patrzyła na całą tą scenę blada z wściekłości.
— Zaślubieni wyjąknęła przytłumionym głosem, zwracając się do Jerzego. — Czy słyszysz?., czy rozumiesz? — oni są zaślubieni!..
— Zaślubieni?... ryknął markiz jak dzikie zwierzę, zranione w serce.
— Tak!...
— To małżeństwo jest nieważnem.
— Dla czego?
— Żadna z prawnych formalności dopełnioną nie została.