Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/17

Ta strona została przepisana.

— Matka i córka napewno, pomyślałem, lecz matka tak piękna, jak córka, na honor! Czterdzieści parę lat najwięcej mieć mogła, a znakomicie zakonserwowana. Włosy czarne, wpadające w granatową, barwę, a oczy, jak dwa węgle rozżarzone. Tak piękna do pioruna, że gdyby zechciała, gotów byłbym ją bez wachania zaślubić!
Wybuchem głośnego śmiechu przyjęli obecni ów żart dowcipny towarzysza.
— Co zaś do młodej panny, mogącej mieć lat ośmnaście, mówił dalej Szpagat, wyobraźcie sobie jasnowłosą blondynkę, ładną jak miłość, a świeżą jak róża! Prawdziwe jabłuszko, wprost z drzewa. Czarnowłosa dama trzymała w ręku worek podróżny z czerwonego safjanu, na srebrny zamek zamknięty, co zwróciło moją uwagę.
Podszedłem z czapką w ręku zapytując:
— Może sprowadzić powóz dla jaśnie pani!
Dama zmierzyła mnie ukradkiem od stóp do głowy.
— Jesteś posłańcem? zapytała z lekkim akcentem angielskim.
— Do usług milady.
— A więc idź, sprowadź dwa powozy, jeden dla mnie, drugi na moje bagaże.
— Biegnę milady.
Poskoczyłem z pośpiechem i wróciłem w oka mgnieniu.
— Idź teraz odbierz bagaże, umieść je w powozie i siądź obok woźnicy, ażeby mu dopomódz w znoszeniu pakunków, skoro staniemy przed pałacem.
— Spełnię rozkazy! — odrzekłem.
— Jakież głupstwo udawać posłańca! — zawołał śmiejąc się Czwartek.
— Udawać posłańca? — Byłem nim w zupełności, brakowało mi tylko medalu.
— Torba z czerwonego safjanu nieprzepartą siłą wabi-