Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/171

Ta strona została przepisana.

dnych razach przychodził mu z pomocą, i nienamyślając się wyjechał do Brunoy.
Nie zawiódł się w tym razie. Wracał z potrzebną kwotą pieniędzy. Kapitalista po dokładnym skompletowaniu wynalazku, dał pewną zaliczkę, obiecując niezadługo resztę dopłacić, a w rzeczy samej widząc niedostatek w jakim znajdował się Paweł, pragnął go zmusić do sprzedania sobie patentu skoro biednemu wynalazcy zbraknie pieniędzy na kawałek chleba.
Dwa lata tak upłynęły.
Pani Amadis z Esterą mieszkały razem w starym pałacu przy ulicy świętego Ludwika.
Młoda kobieta pozostawała wciąż w obłąkaniu.
Niekiedy wprawdzie przebłyskiwały drobne promyki rozumu z pod ciemnej opony przysłaniającej jej myśli.
Doktorzy jednak nie czynili nadziei księciu wyleczenia jego żony.
Zygmunt de la Tour-Vandieu jeździł regularnie co miesiąc do doktora Leroyer dla ucałowania swojego syna, który wzrastał zdrowo i rozwijał się znakomicie, podczas gdy babka niemowlęcia, księżna wdowa chyliła się z dniem każdym do grobu.
Zbliżał się czas w której Zygmunt będzie mógł opublikować swoje małżeństwo, zabrać dziecię do siebie.
Jerzy i Klaudja Varni nie rozłączyli się z sobą. Śledzili zdala wychowujące się dziecię i dogasającą starą księżnę.
W tym czasie właśnie bardziej niż kiedy dokuczać zaczął im niedostatek. Lichwiarze niechcieli już przyjmować podpisów markiza inaczej jak za procentem osiemdziesiąt od sta, i jeszcze uważali za rzecz hazardowną ryzykować w ten sposób swoje pieniądze.
Klaudja pomimo ciężko nieraz dokuczającej im biedy nie opuszczała Jerzego, znosząc bez szemrania różnego rodzaju niewygody i przymusowe oszczędności. Nie wynikało