Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/172

Ta strona została przepisana.

to z przywiązania, którego nigdy nie czuła dla niego, lecz instynkt powiadamiał ją, że Jerzy niezadługo odziedziczy wielki majątek, z którego część będzie mogła zabrać dla siebie.
Wierzyciele markiza zaopatrzyli się od dawna w wyroki sądowe przeciw niemu, lecz Jerzy tak potrafił się im zręcznie wymykać, tak często bywał nieobecnym w domu po kilka tygodni, że pochwycić go niemogli.
W takich okolicznościach, najdogodniej im było pozostać w tej samej miejscowości, w tym też celu wynajęli sobie mały wiejski domek w Neuilly pod obcym nazwiskiem, gdzie żyli samotnie, zdala od ludzi i gwaru.

XXXII.

Jerzy przygnębiony swemi pieniężnemi interesami, znacznie się. zestarzał, stracił humor zupełnie, a zyskał siwiznę.
Pewnego wieczora Klaudja, nieobecna w domu od godziny drugiej po południu, wróciła o dziewiątej wieczorem.
— Przyniosłaś pieniądze? zapytał ją markiz.
— Nie. Lichwiarze niewzruszonymi się okazali. Widząc że twoja matka stoi nad grobem, udali się do plenipotenta dla zasiągnięcia wiadomości, i dowiedzieli się, że nietylko roztrwoniłeś część majątku przypadającą tobie po ojcu, ale i to nawet, co kiedyś mogłoby ci przypaść po matce... Wpadli w wściekłość.... Odgrażają się, że nietylko wtrącą ciebie do więzienia za długi, ale zaskarżą sądownie jako oszusta przed policją poprawczą.
— Jestem więc zgubiony, — wyjęknął Jerzy w przerażeniu.