Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/173

Ta strona została przepisana.

— Nie rozpaczaj. Ocaliłam cię... Zyskałam od nich zwokę ośmiodniową.
— Co ja mogę zrobić przez dni osiem?
— Możesz stać się bogatym.
— W jaki sposób?
— Skutkiem kombinacji, zrodzonych w moim mózgu. Czy znasz kapitana Corticelli?
— Tego neapolitańczyka, który tak dzielnie włada szpadą?
— Tak. W ciągu dni ośmiu twój brat zginie z jego ręki w pojedynku.
— To niepodobna!.. Zygmunt nie będzie się bił z takim błaznem.
— Ów błazen, jak go nazywasz, zmusi ku temu twojego brata. Za zręczność kapitana w tej mierze poręczam.
— Przypuśćmy że tak będzie. Po śmierci jednak księcia pozostanie dziecię. Zygmunt przed pojedynkiem napisze testament.
Klaudja wyjęła z kieszeni pugilares, a z tego pugilaresu list wydostawszy, położyła go przed Jerzym.
— Znasz ten charakter pisma? zapytała.
— Doskonale. Jest to pismo mojego brata, odrzekł, czytając głośno adres listu:

„Doktorowi Leroyer — w Brunoy“.

— Jakim sposobem ten list dostał się w twe ręce? — zapytał po chwili.
— Opowiem ci, skoro przeczytasz treść jego.
Markiz, rozwinąwszy list, zaczął czytać:

„Kochany doktorze“!

„Nieprzewidziane okoliczności zmieniają wszystkie moje „zamiary, niewiem czyli mam się cieszyć z tego, lub smucić.
„Bądź co bądź, potrzebuję raz jeszcze tego poświęcenia „z twej strony doktorze, jakiego mi dałeś tak serdeczne dowody.