Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/188

Ta strona została przepisana.

Niezważając na spóźnioną porę bankier Morisseau, poszedł obudzić komisarza policji w Courbevoie, i złożyć mu zeznanie.
Nazajutrz, około południa. Paweł zaniepokojony nieobecnością stryja; miał już wyjść z domu, gdy zadzwoniono w przedpokoju.
Pospieszył otworzyć.
We drzwiach ukazał się komisarz policji z dwoma agentami. Na schodach błyszczały bagnety żołnierzy.
Przybyli w celu zaaresztowania Pawła, oskarżonego o morderstwo.
Tego samego dnia, Klaudja Varni przebrana po męsku, weszła do domu doktora i wyprawiwszy zeń pod jakimś pozorem starą wierną sługę, przeszukując znajdujące się w biurku papiery, pochwyciła list, pisany przez Zygmunta przed pojedynkiem, a w nim zawarty testament.
W testamencie tym jak wiemy, książę Zygmunt przyznawał dziecię za własnego syna i mianując go jedynym swoim spadkobiercą.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W parę miesięcy później, Paweł Leroyer obwiniony o zamordowanie stryja, został skazanym na karę śmierci, bez żadnych łagodzących okoliczności.
Tłumy mieszkańców Paryża wyległy na plac egzekucji, by patrzeć jak głowa niewinnego człowieka pada pod ciosem gilotyny.
Pośród tej ciżby znajdowała się kobieta w grubej żałobie, trzymająca za ręce dwoje małych dzieci w czarne sukienki przybranych.
Była to żona, a raczej wdowa po skazanym z dwojgiem swych sierot.