Jeden z nich, medyk znakomity, uznał chorobę za otrucie i przepisał właściwy antydot, nieszczęściem jednak trucizna działała zbyt silnie. Przez cały miesiąc Jan-Czwartek walczył pomiędzy życiem a śmiercią, a gdy minęło niebezpieczeństwo, powtarzały się recydywy niedozwalające mu opuścić szpitala.
Wraz ze zdrowiem nareszcie odzyskał nędznik pamięć i władzę myślenia. Choroba, jaką przebył, była dla niego niezrozumianą, zapytał więc doktora, co mogło być przyczyną tych cierpień?
— Otruto cię mój biedny chłopcze! odparł tenże. Musisz mieć jakichś zaciętych nieprzyjaciół!...
Te słowa wyjaśniły Janowi wszystko. Przypomniał sobie ową butelnę wina, podaną przez Klaudję.
— Ci nikczemnicy z Neuilly, mówił sobie, bardziej nikczemni odemnie chwycili się trucizny, chcąc pozbyć się wspólnika zbrodni, który mógł był stać się dla nich niebezpiecznym.
Nie wątpił teraz o otruciu, którego stał się ofiarą, lecz niemógł oskarżyć zabójców, nie zgubiwszy razem samego siebie.
Na zapytanie doktora, opowiedział wymyśloną na prędce historję, zachowując w tajemnicy spełnioną zbrodnię, poprzysiągłszy straszną zemstą, skoro tylko traf pozwolił mu kiedy spotkać tych dwoje zbrodniarzów.
We trzy miesiące po swem przybyciu do szpitala, Jan-Czwartek wyszedł kompletnie wyleczony, mając w kieszeni te dziesięć luidorów, jakie mu zapłacono za zgładzenie doktora z Brunoy.
Tego samego dnia głowa Pawła Leroyer spadła pod gilotyną.
Odtąd jedynym celem życia Jana była chęć zemsty, wszak urzeczywistnienie tego zamiaru zdawało się być niepodobnem do wykonania.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/192
Ta strona została skorygowana.