Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/200

Ta strona została przepisana.

Książę Jerzy nie obawiał się wprawdzie ani o życie, ani o osobistą swą wolność, przedawnienie albowiem sprawy osłaniało go przed wszelką odpowiedzialnością, chodziło mu jednak o opinję publiczną, o honor, gdyby zdołano jego zbrodnię ujawnić.
Od lat wielu niewiedział co się działo z Klaudią i myśleć o niej zaczął z niesłychaną trwogą. Obawa ta byłaby się jeszcze zwiększyła, gdyby był wiedział że jego dawna przyjaciółka zamieszkała w Paryżu, gdyby był odgadł jej na przyszłość zamiary.
Połączmy się z księciem de la Tour-Vandieu w chwili, gdy oczekiwał na przybycie naczelnika brygady bezpieczeństwa.
Dziesiątą godzinę wieczorem wydzwonił zegar w jego gabinecie, a odgłos ten wyrwał z ponurych rozmyślań Jerzego.
Posłyszał kroki w sąsiednim pokoju, podniósł głowę, zniknął chmurny wyraz jego twarzy.
Zapukano do drzwi.
— Proszę wejść!... odrzekł.
W progu ukazał się kamerdyner.
— Czego chcesz? — zapytał go Jerzy.
— Przybył pan Theifer.
— Wprowadź go.
Służący cofnął się, zostawiając wolne przejście przybyłej osobistości.
Był to chudy, wysoki, trzydziestoletni mężczyzna. Wszedłszy do gabinetu, ukłonił się z poszanowaniem, prawie uniżenie.
Czarny surdut po wojskowemu pod szyję zapięty, odpowiadał jego wzrostowi i szczupłej budowie ciała. Ciemne włosy krótko przy głowie obcięte i twarz zupełnie wygolona, nie czyniły jego powierzchowności sympatyczną, bynajmniej.