Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/204

Ta strona została przepisana.

— Książę zna tę kobietę, lub wie przynajmniej kto ona jest? — pytał Theifer.
Nie znam; i chciej mnie zrozumieć że lepiej byłoby nie zaczepiać jej teraz... Później w przyszłości zobaczymy. Najważniejszem jest ująć tego niebezpiecznego człowieka. Skoro go przytrzymasz, zawiadom natychmiast mnie o tem, ponieważ chciałbym osobiście przetrząsnąć jego papiery.
Inspektor policyjnego oddziału słuchał z poszanowaniem swego wpływowego protektora. Zrozumiał teraz przyczynę, jaka skłaniała do tego kroku pana de Ja Tour-Vandieu. Pragnąc jednak przekonać się czy go nie mylą podejrzenia:
— Ten człowiek jest zapewne osobistym nieprzyjacielem waszym książę? — zapytał.
— Mówisz panie Theifer bez zastanowienia się — odrzekł Jerzy z powagą. — Zkąd, i w jaki sposób pomienione indywidjum mogło być moim wrogiem, gdy przed kilkunastoma godzinami nie znałem go wcale? Jest wrogiem porządku społecznego, co wystarcza abym go oddał w ręce sprawiedliwości.
— Zrozumiałem, książę i przyaresztowanie go uważam za rzecz niezbędną, sądzę wszelako iż nagle i bez dowodów czynić tego niepodobna. Czy książę jest pewien że znajdziemy u tej osobistości jakieś kompromitujące papiery?
— Tak; jestem pewny! Poszukiwanie przy którem będę obecnym wyda zadawalniające rezultaty, mogę pana o tem upewnić. Wyjedna ono panu awans i zabezpieczy porządek w kraju. Chciałbym wszelako, ażeby do wydania przezemnie nowych rozporządzeń, nic o tem w sądzie nie wiedziano.
— Potrzebuję jednak odnieść się do władzy o udzielenie mi rozkazu...
— Jakto? — zawołał Jerzy, — sądziłem, że pan posiadasz blankiety, które sam wypełniasz, wpisując potrzebne szczegóły, bez odnoszenia się do zwierzchności?